środa, 30 kwietnia 2014

Denko (13)



Co się sprawdziło:

1. Szampon Babydream- mój ulubieniec. Zapewne jeszcze niejednokrotnie pojawi się na mojej półce. Mogę na niego zawsze liczyć. Osobną recenzję na temat tego szamponu znajdziecie tutaj.

2. Żel do mycia twarzy Oilan- otrzymałam go dzięki firmie Oceanic. Bardzo delikatny, ale dobrze myjący. Stosowałam go zazwyczaj na wieczór. Nie wysuszał, a nawet delikatnie nawilżał buzię. Coś dla wrażliwców!

3. Balsam do paznokci 2x5- mały, ale jakże wydajny słoiczek. Pomagał mi w walce z zadziorkami. Zmiękczał skórki i pomagał w ich gojeniu. Obszerniejszą recenzję na jego temat zawarłam w tym poście.

4. Jedwab do włosów Green Phramancy- dobrze zabezpieczał końcówki i do tego ładnie pachniał. Świetnie nadawał się do poskramiania puchu. Włosy po jego nałożeniu były bardzo gładkie i śliskie w dotyku.

5. Peeling enzymatyczny Eveline- powoli przekonuję się do peelingów enzymatycznych, chociaż nadal bardziej cenię sobie prawdziwe zdzieraki mechaniczne. Ten akurat sprawdzał się całkiem dobrze. Nie podrażniał, a buzia po jego zastosowaniu była bardzo gładka w dotyku.
Odniosłam wrażenie, że nawet tak jak obiecuje producent pomaga w walce z przebarwieniami!

6. Próbka żelu aloesowego Equilibra- świetnie łagodził podrażnione po goleniu nogi i zapobiegał powstawaniu specyficznych czerwonych kropek. Mam jeszcze kilka saszetek i postanowiłam dać im szansę jako dodatek do masek lub odżywek. Ciekawa jestem efektu :).

7. Sól do kąpieli Dresdner Essenz- zauroczyła mnie tak samo jak jej czekoladowa siostra. Barwi wodę na przyjemny, różowy kolor. Zapach utrzymuje się przez całą kąpiel, a nawet wytwarza delikatną pianę- czego chcieć więcej?

8. Saszetka maski proteinowej Biovax- chyba wszystkie maski z Biovaxa sprawdzają się na moich włosach. Jak zwykle miałam po niej gładkie i miłe w dotyku pasma.


Średniaki:

1. Ampułki przeciwko wypadaniu włosów Seboradin- poświęcę im jeszcze oddzielny post, ponieważ to właśnie one towarzyszyły mi przez cały miesiąc. Nie wpłynęły na wypadanie włosów, ale za to dzięki nim zauważyłam na mojej głowie baby hairs. Nie powodowała też większego przetłuszczania się skóry głowy.

2. Diamentowa maseczka odżywka 3w1 Eveline- bardzo wydajna, ale szału nie robiła. Szczerze nawet ciężko powiedzieć czy robiła cokolwiek poza delikatnym nawilżeniem buzi.

3. Lekki krem rokitnikowy Sylveco- zużyłam go jako krem na noc. Dla mojej tłustej buzi był zbyt treściwy, ale u mojej babci spisywał się bardzo dobrze. Ma suchą i wrażliwą cerę. Nie zapychał i nie podrażniał.
Ja wolę jednak jego brzozowego brata, którego obecnie stosuję.

4. Żel Oryginal Source mango i makadamia- Pachniał całkiem ładnie, ale nie była to orzeźwiająca woń jaką lubię. Żałuję, że nie pozostawała w ogóle na ciele po prysznicu...

Bubli w tym miesiącu brak! :)

Na koniec chciałabym Wam pokazać moje wczorajsze urodzinowe zdjęcie:

Jak widać impreza bardzo gruba...

A jak tam Wasze kwietniowe zużycia ;)?

 Chcesz pomóc zwierzakom? Nie wahaj się i kliknij w obrazek!:

http://brokatwspreju.blogspot.com/2014/04/blogowa-akcja-charytatywna-i-wspopraca.html

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Oficjalne spotkanie bloggerek urodowych ,,Przy jajeczku''

Gdzie byłam, kiedy pojawił się post dotyczący gliceryny, którą nakładam pod olej? Na pewno nie w domu!
Pojechałam do Białegostoku, aby spotkać się z innymi bloggerkami w Pizzerii La Bella.


Wspaniałomyślne organizatorki Ola i Magda nie zapomniały o czymś najważniejszym- pomocy innym.
Udało im się stworzyć mini akcję zbierania upominków dla dzieci z białostockiego Hospicjum.
Śmiem twierdzić, że misja została ukończono powodzeniem:


Ale, ale... czy tylko bloggerki wzięły w nim udział? Otóż nie! Pomogły nam również dwie firmy- PROMIC oraz FLOSART. To naprawdę wielki gest z ich strony!



Dzieciaczki na pewno będą zadowolone!

Również firma Beta-Skin nie pozostała w tyle i dołączyła pełnowymiarowe opakowania kremów Beta-Skin Natural Active Cream..
Bardzo się cieszę, że ten świat nosi w sobie jeszcze chęci bezinteresownej pomocy!

Udało nam się zebrać:
12 książek od wydawnictwa FLOSART, 16 książek ( od nas ), 16 bloków, 4 kremy od BETASKIN, 15 zeszytów, 4 notesy, 7 papierów kolorowych, 5 bibułek kolorowych, 1 miś, 6 zestawów naklejek, temperówka, 1 farby plakatowe, 1 małe puzzle, 1 zestaw pędzelków, 1 farby akwarelowe, 1 farby w tubkach, 2 kleje, 1 zestaw kolorowej kredy , 3 zestawy ołówków, 2 zestawy długopisów, 16 zestawów mazaków, 11 opakowań plasteliny, 18 opakowań kredek świecowych, 14 zestawów kredek ołówkowych, 8 kolorowanek od wydawnictwa PROMIC, 60 kolorowanek ( od nas ).

Pełno radości, prawda ;)?

Na drodze panował dość duży ruch, ale udało mi się przytoczyć na czas. Prawie wszystkie dziewczyny już były, więc przycupnęłam na kanapie i wytężyłam słuch, ponieważ głos zabrała Pani Anna z firmy ANNA COLECTION, która przybliżyła nam produkty marokańskie.



Pani Anna opowiadała nam o zabiegu hammam. Ale czym byłyby opowieści bez pokazu? No właśnie. Okazało się, że potrzebna jest ochotniczka, na której zaprezentowany zostanie owy rytuał.
Wiązało się to z demakijażem... No cóż. Ja niestety miałam na oczach soczewki, więc odpadłam na starcie, a szkoda :D.
Całe szczęście znalazła się inna kandydatka:



...której buzia po zabiegu musiała zostać przez resztę obmacana!


Oczywiście każda z nas otrzymała upominek w postaci marokańskich kosmetyków!

Kiedy się posiliłyśmy, przyszła pora na kolejną niespodziankę od Oli. Baardzo słodką i smaczną niespodziankę:


...którą udało się jej przygotować dzięki firmie TORTYONLINE. Dzię-ku-je-my, jeszcze więcej zjemy! :D
Na koniec przyszedł czas na upominki:





Niestety, ale szybko musiałam iść. Przyjechałam wraz ze swoim TŻ i nie mogłam go zostawić samego na tyle godzin :D. Mimo wszystko dziękuję wszystkim dziewczynom za to, ze mogłam w bardzo przyjemny sposób spędzić zazwyczaj dość leniwą sobotę. Takich spotkań chyba nie będę miała nigdy dość! Tyle osób o podobnych zainteresowaniach w jednym miejscu. Raj na ziemi :). Dziękuję!

Pomimo tego chciałabym również podziękować sponsorom, którzy sprawili nam nie lada niespodziankę obdarowując nas upominkami.



A tutaj wszystkie prezenty razem:


Zapowiada się testowanie nowości!

Wpadło Wam coś konkretnego w oko? Może chciałybyście przeczytać recenzję któregoś z tych produktów?

sobota, 26 kwietnia 2014

Jeszcze bardziej miękkie włosy niż zwykle? Nic prostszego!

Nie tak dawno pisałam o olejowaniu na odżywkę, które dawało znacznie lepsze efekty niż kładzenie samego oleju.

Na kilku blogach przeczytałam jednak o metodzie humektant pod olej. Postanowiłam wypróbować tego sposobu, co niektóre z was.
Co tym razem wylądowało pod emolientem? Gliceryna.


Dużo nie kosztuje, a więc każdy może chociaż spróbować.
Myślę, że takie olejowanie sprawdzi się nawet na włosach, które nie przepadają za gliceryną dodawaną do masek lub odżywek.

Jak to wszystko wygląda?
Na samym początku nakładam olej na skalp, a następnie wylewam na mały talerzyk ok. 1 łyżeczki gliceryny i smaruję nią długość.
Kiedy pierwszy raz zabrałam się za ten sposób obawiałam się tępości włosów, jaką pozostawiła po sobie sama gliceryna.
Kiedy pokryję już długość humektantem zabieram się za natłuszczanie. Dalej wszystko wygląda jak podczas klasycznego olejowania.

Włosy nawet po nałożeniu olejku są szorstkie, ale ten nieprzyjemny efekt znika zaraz po myciu, a naszym oczom okazują się baardzo mięciutkie w dotyku i mocniej nawilżone włosy.

Zauważyłam, że gliceryna pod olej spisuje się jeszcze lepiej niż odżywka :)

Próbowałyście nakładać coś nawilżającego pod olej?

czwartek, 24 kwietnia 2014

Początki przygody z glinkami- Maska Oczyszczająca z błękitną glinką, żeń-szeniem i złotym korzeniem

Od dłuższego czasu przybierałam się do kupna jakiejś glinki. W swoich postach nęcicie efektami, a więc coraz bardziej utwierdzałam się w postanowieniu, że w końcu muszę się na jakąś zdecydować.

Jakże bardzo się ucieszyłam, kiedy w ramach współpracy ze sklepem Biosferapolska mogłam wybrać sobie glinkę. Postanowiłam, że na pierwszy ogień pójdzie oczyszczająca wersja.


Co oferuje nam producent:
Maska oczyszczająca z ekstraktem z żen-szenia i złotego korzenia to nowoczesny i naturalny środek do głebokiego oczyszczania skóry. Maska zawiera błękitną glinkę która ma działanie wybielające i oczyszczające. Zawarte w masce drobinki sosnowe delikatnie i skutecznie oczyszczają skórę i stymulują regeneracje komórek. Wyciągi z żen-szenia i złotego korzenia stymulują metabolizm skóry, zatrzymując proces starzenia. Przy regularnym stosowaniu maski skóra staje się świeża, gładka i promienna.

Skład:
Glinka błękitna naturalna, wysokiego stopnia oczyszczenia, drobinki sosnowe, wyciąg ze złotego korzenia, wyciąg z żeń-szenia.

Konsystencja i zapach:
Glinka sama w sobie jest bezwonna, a po rozrobieniu w odpowiednich proporcjach z wodą tworzy zieloną maź o konsystencji śmietany. Zawiera gdzieniegdzie delikatne grudki, które nie ,,rozpuszczają'' się do końca.

Moja opinia:

Cała zabawa z glinkami do najprostszych nie należy. Trzeba uważać podczas ich rozrabiania oraz zmywania, bo rozgardiasz jaki po sobie zostawiają jest duży :).

Tak samo było przy moim pierwszym starciu z tą saszetką. Zapamiętałam prostą zasadę: ,,Pamiętaj glinkowiczu młody, dosypuj glinki do wody''.
Kiedy na talerzyk nasypałam sypkiego proszku, a następnie dolałam odrobinę wody, jego część wysypała się poza jego krawędzie.

Glinkę nałożyłam na całą buzię i pozostawiłam na 10 min. Oczywiście kiedy zaczęła zasychać i pojawiło się niezbyt miłe uczucie ściągnięcia, ale wiadomo- coś za coś.
Po upłynięciu określonego czasu zabrałam się za zmywanie. Ta czynność nie należała do najłatwiejszych i oczywiście cała umywalka była zielona.

Moim oczom okazała się lekko zaczerwieniona buzia w strefie T i policzkach, ale za to bardzo matowa.
Podrażnienie zniknęło całkowicie po ok. 30 minutach, a twarz nadal się nie świeciła i była przyjemna w dotyku.
(EDIT: Kiedy pisałam posta jeszcze nie wiedziałam, że nie należy dopuszczać do zasychania glinki. Dzięki podpowiedziom dziewczyn i sumiennym spryskiwaniu buzi wodą po zaczerwienieniu i swędzeniu nie ma mowy!)

Nie zauważyłam natomiast minimalnego efektu rozświetlenia. Możliwe, że to tylko moje wrażenie, ale wydawało mi się, że buzia była bardziej poszarzała...

Podczas kolejnych użyć zaczerwienienie było już znacznie mniejsze, ale podczas zasychania glinki twarz specyficznie mnie swędziała. Nie było tak za każdym razem, a wyłącznie czasami. Tak jakby ściąganie było aż za mocne.
(EDIT: Już nie swędzi! :D)

Podsumowując:
Glinkę mogę polecić osobom, którym zależy na mocnym zmatowieniu twarzy. Osoby o wrażliwych buziach muszą uważać, ponieważ może je podrażnić. Maseczka nie powoduje podkreślenia suchych skórek, a nawet je niweluje.

Zostało mi jej na kilka użyć, ale teraz postanowiłam ją tylko kłaść w świecącej się strefie T, aby zwęziła pory i uregulowała produkcję sebum.

Produkt mogłam testować dzięki:
http://biosferapolska.pl/

...co nie miało wpływu na moją opinię o danym produkcie.

Jakie glinki mi możecie polecić? Może macie jakichś ulubieńców?

wtorek, 22 kwietnia 2014

Złożona pielęgnacja (6)

Maska aloesowa, którą ostatnio pokazywałam w nowościach spisuje się u mnie świetnie zarówno solo jak i stuningowana półproduktami. Czyżby miała zostać moim ulubieńcem?

Jak wyglądała moja złożona pielęgnacja tym razem?

Na noc naolejowałam włosy olejem arganowym wraz z dodatkiem odżywki Deba.
Rano oczyściłam długość i skórę głowy szamponem Bioelixire i zrobiłam cukrowy peeling. Na skalpie wylądowało mydełko Sesa, a na długości następująca mieszanka:
4 łyżeczki (te malutkie dołączone do produktu) maski z Aloesem+ 7 kropli hydrolizowanej keratyny+ 7 kropli oleju migdałowego.

Po godzinie pod czepkiem umyłam skalp szamponem dodającym objętości od Planeta Organica i lekko podsuszyłam zimnym nawiewem suszarki:

Zauważyłam, że zaraz po myciu moje rozpuszone włosy wyglądają na końcach na mega rzadkie.

A tutaj po całym dniu:
Końcówki zdecydowanie lepiej wyglądają, prawda?

Włosy były bardzo miękkie i pięknie się błyszczały. Zauważyłam dużą podatność na skręt. Myślę, że to dzięki keratynie :)

Ten zestaw bardzo przypadł mi o gustu. Na pewno będę go niejednokrotnie wykorzystywać.

A może i Wy chciałybyście przyłączyć się ze mną do złożonej pielęgnacji? Z wielką chęcią umieszczałabym u siebie na blogu Wasze pomysły i zdjęcia dopieszczonych włosów :)

Na Wasze propozycje będę czekała na swojej poczcie: michasiamini444@gmail.com

niedziela, 20 kwietnia 2014

Wielofunkcyjna odżywka za grosze idealna na wyjazd- biedronkowa Deba w roli główniej


Co oferuje nam producent:
Odżywka nie zawiera parabenów, silikonów, barwników.
Odżywka przeznaczona do każdego rodzaju włosów, bogata w składniki odżywcze takie jak BIO masło shea, BIO oleje (arganowy, migdałowy), głęboko nawilża nawet najbardziej zniszczone włosy, zawarte w niej składniki wzmacniają, odbudowują i rewitalizują strukturę włosów. Nie obciąża włosów. Zawiera 100% BIO ekstraktów.

Skład:
Aqua, Cetearyl Alkohol, Cetrimonium choride, Glycerin, Butyrosperum Parkii Butter Prunus, Amygdalus Dulcis Oil, Sodium Lactate, Parfum, Lacid Acid, Argania Spinosa Kernel Oil, Sodium Benzoate, Pottasium Sorbate, Llial, Citronellol, Hexyl Cinammal

Opakowanie:
Miękka butelka zamykana na wygodny klik. Nie ma najmniejszych problemów z wydobyciem odżywki z jej środka.
Butelka oklejona jest plastikową nalepką, której nie straszne są wszelakie zamoczenia podczas użytkowania.


Konsystencja i zapach:
Odżywka ma biały kolor i jest dość rzadka, chociaż nie przesadnie. Ładnie pachnie, a jej woń utrzymuje się na włosach nawet po myciu.
Pomimo swojej konsystencji jest bardzo wydajna!

Moja opinia:
Wielkimi krokami zbliżają się wakacje. Zapewne większość z Was ma już jakiś zarys planów wypoczynkowych. Kosmetyki zabrać trzeba, ale chyba każdemu zależy, aby była to ich minimalna ilość, która nie będzie zajmowała dużo miejsca w walizce.

W tym wypadku przydadzą nam się rzeczy wielofunkcyjne, a dzisiejsza recenzja właśnie przedstawia jedną z nich.

Deba jako odżywka:
Jest dość lekka i nie powinna obciążać. Zdecydowanie ułatwia rozczesywanie, zmiękcza włosy, ale nie wygładza ich dostatecznie. Pozostawia na nich przyjemny zapach.

Deba pod olej:
W tej kwestii sprawdza się wyśmienicie. Po jej użyciu włosy są bardziej mięsiste, ,,napite'' i wyglądają o wiele zdrowiej.

Deba jako odżywka b/s:

Lubię ją nakładać również po myciu w niewielkich ilościach. Ujarzmia odstające włoski i dobrze wygładza długość. Pozostawia na niej przyjemną, ochronną warstewkę.
Należy oczywiście uważać z jej ilością, ponieważ może strączkować.

Odżywka sama w sobie nie daje efektu wow, ale jeśli chodzi o jej wielofunkcyjność to spisuje się w tej roli najlepiej. Za tak szałową cenę (ok. 3 zł w Biedronce) grzechem byłoby jej nie wypróbować!
Myślę, że byłaby dobrym wyborem na wakacyjny wyjazd.

Uległyście biedronkowej ofercie? Jak spisała się Deba na Waszych włosach?


Oczywiście wszystkim chciałabym również życzyć spokojnych i Wesołych Świąt!

środa, 16 kwietnia 2014

Historia o tym, jak mój stalowy skalp został podrażniony. Recenzja olejku Green Phramancy łopianowego.



Co oferuje nam producent:

Nowatorska kompozycja oleju arganowego i naturalnego oleju z korzenia łopianu, odbudowuje włosy, wzmacnia ich strukturę, odżywia cebulki, pobudza wzrost włosów, zmniejsza łojotok, działa przeciwzapalnie i przeciwłupieżowo. Nawilża, przywraca blask, ułatwia czesanie i stylizację, nadaje miękkość, elastyczność, wzmacnia, chroni, zapobiega puszeniu. Włosy stają się mocniejsze, lśniące i pełne życia. 

Skład:
Helianthus Annuus Seed Oil, Argania Spinosa Kemel Oil, SC-CO2-extract Arctium Lappa, BHT.
(o tym, dlaczego ostatni składnik zaznaczyłam na czerwono troszkę później.)
Opakowanie:
Poręczna buteleczka wykonana z twardego plastiku. Duży otwór wcale nie przeszkadza w dozowaniu olejku. Można rzec, że jest to popularny niekapek :D

Konsystencja i zapach:
Olejek jest bezbarwny i jak na mój nos praktycznie bezwonny. Przy dokładniejszym wwąchaniu się w produkt można wyczuć delikatne ziołowe nuty.
Niektóre dziewczyny narzekają, że po prostu śmierdzi, ale ja przyzwyczaiłam się już do woni arganowego śmierdziucha, więc mogę być na niego nieczuła :D.

Moja opinia:
Mini recenzję olejku Green Phramancy z czerwoną papryczką zamieściłam w poście z denkiem. Już wtedy miałam wrażenie, że spowodował większą migrację włosów z mojej głowy, ale postanowiłam dać szansę jego arganowemu bratu.

Wcierałam go przez jakiś czas, ale problem z wypadającymi włosami pojawił się ponownie. Postanowiłam go jak najszybciej odstawić i wykorzystywać wyłącznie na długość.

Kilka postów temu moje dwie odkrywcze czytelniczki (tutaj serdeczne podziękowania dla fightthedull oraz Jadwigi! :*) olśniły mnie, że na końcu składu widnieje niejaki BHT.

Postanowiłam pogrzebać w przestaniach internetów i natknęłam się na wizażowy wątek, gdzie dany składnik jest opisany jako:
Pochodzenia chemicznego. Silny przeciwutleniacz występujący w postaci bezbarwnych do jasnożółtych kryształów lub krystalicznego proszku, nierozpuszczalny w wodzie. Używany w celu opóźnienia, zahamowania, zapobieżenia jełczeniu lub innym procesom niszczącym na skutek utleniania. 
źródło 

Na jeszcze innej stronie natknęłam się na to:
Syntetyczne przeciwutleniacze powodują alergie i podrażnienia. Wywolują raka i zmiany genetyczne w komórkach. Uwaga na: BHT i BHA w spisie składników. 
źródło 


Zarówno wersja z czerwoną papryczką jak i arganowa zawierają BHT, który okazał się (jako jedyny do tej pory!) źle wpływać na mój skalp.
Z góry chciałabym ostrzec osoby, które borykają się z nadmiernym wypadaniem, aby miały się na baczności kupując właśnie te olejki.

Na długości również szału nie robi. Nie zauważyłam jakiejkolwiek zmiany po jego nałożeniu go przed myciem- ot taki przeciętniak.

Czytając wizażowe opinie można znaleźć głosy, że olejek nawet wysusza końcówki.




Kiedy odkryłam winowajcę mojego wypadania na pewno będę miała się na baczności i zacznę stronić od produktów zawierających BHT w składzie.

Miałyście któryś z olejków Green Phramancy? Czy Wam również BHT powoduje wzmożone wypadanie?

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

(18) MSSN... siniaki!

Wiem, że dawno na moim blogu nie pojawił się wpis z tej serii, co nie oznacza, że o niej zapomniałam!
Mimo wszystko miło by mi było, gdybyście również dzieliły się ze mną swoimi sprawdzonymi patentami :)


Nie unikam sportu w żadnym wypadku, ale moją skórę często ,,zdobią'' siniaki. Jest dość wrażliwa na stłuczenia, a jak wiadomo efekty po nich nie są zbyt atrakcyjne.

Całe szczęście jakiś rok temu trafił w moje ręce pewny żel, który ukrócił moje zmagania z posiniaczonymi nogami :D

Mowa tutaj o Arnigel'u. Kupimy go za ok. 6-10 zł (w tym momencie ciężki mi powiedzieć ile dokładnie za niego zapłacimy).

Jak go stosuję? Najlepiej, kiedy nasmaruję nim stłuczone miejsce zaraz po nabiciu. Siniak pojawia się o wiele mniejszy i utrzymuje się znacznie krótszy czas. Zdarzało się czasami, że po uderzeniu nie ma żądnego znaku!

Kiedy nie mam go przy sobie, a siniak zdąży się już pojawić, również aplikuję na niego żel. Służy on jego gojeniu się i sprawia, że szybciej znika.

Arnigel z całego serca polecam osobom, które również jak ja borykają się z siniakami na ciele.

Zgłaszajcie swoje pomysły na mojego maila. Każdy jest bardzo cenny! Szczegóły TUTAJ

sobota, 12 kwietnia 2014

Woda brzozowa Gloria i zmarnowany miesiąc.


Co oferuje nam producent:
Wzmacnia cebulki włosowe.
Dopuszczalny niewielki osad, jest to efekt zastosowanie naturalnego ekstraktu z liści brzozy.

Skład:

Alcohol denat, betula verrucosa extract, glycerin, ethylparaben, aqua.

Opakowanie:
Szklana i ciężka buteleczka z dużym i nieporęcznym otworem. Jej zawartość od razu przelałam do butelki z dozownikiem po Joannie Rzepie.

Konsystencja i zapach:
Jasnożółty płyn pachnie mocno i typowo alkoholem. Na skórze głowy całe szczęście szybko wietrzeje. Nie pozostawia na niej nieprzyjemnej warstewki.

Moja opinia:
Podczas pobytu w Auchanie zdecydowałam się na kupno owej wcierki, ponieważ w blogach naczytałam się o niej sporo pozytywnych opinii. Jej zakup kosztował mnie ok. 6 zł, a więc niewiele- czemu nie wypróbować.

Zacznijmy od tego, że podczas jej stosowania zauważyłam, że moja skóra głowy delikatnie szybciej się przetłuszcza. Nie było to na tyle uciążliwe, żebym zaprzestała jej wcierania.
Robiłam to sumiennie dzień w dzień przez cały marzec. (Zużycia można dopatrzeć się na pierwszym zdjęciu. Jest to mniej niż połowa butelki).

Płyn nie podrażnił mojej skóry głowy. Zaznaczę przy tym jak zawsze, że jest ona bardzo odporna, więc osoby z wrażliwym skalpem powinny mieć się na baczności, ponieważ na pierwszym miejscu widnieje dumnie alkohol.

No i teraz najważniejsza kwestia- czy zauważyłam jakieś efekty? Otóż nie.
Dlatego właśnie w tytule widnieje ,,zmarnowany miesiąc'', ponieważ wcierka ani nie pomogła z nasilonym wypadaniem (za niedługo podzielę się z Wami wpisem na temat produktu, który podrażnił mój stalowy skalp!), ani nie przyspieszyła porostu.
Innymi słowy nie zrobiła kompletnie nic, czym bardzo się rozczarowałam.

Mimo wszystko zaznaczam, iż u niektórych dziewczyn  wywoływała wysyp baby hairs i szybszy przyrost, a więc za taką cenę można ją wypróbować.

U mnie się nie sprawdziła- no cóż.. ;)

Czy Gloria lądowała już na waszych skalpach? Jak wrażenia?

PS. Jeśli któraś z Was byłaby chętna jej wypróbowania i mieszkach w okolicach Białegostoku niech pisze śmiało. Przy nadarzającej się okazji mogę ją oddać w dobre ręce.

środa, 9 kwietnia 2014

Złożona pielęgnacja (5)+ gość

Zapewne zastanawiacie się o co chodzi z gościem. Już wyjaśniam- w dzisiejszym poście nie będzie opisany wyłącznie mój dzień spa dla włosów, ale również Ewy, która zgodziła się podzielić na moim blogu swoimi eksperymentami.

Pozwolę sobie zacząć właśnie od niej. W skrócie- co zrobiła Ewa:

Wieczorem nałożyła na włosy wywar z siemienia lnianego wymieszany z 10 kroplami mleczka pszczelego, a po godzinie dołożyła jeszcze olejek Babydream Für Mama.

Rano zemulgowała i umyła długość Kallosem, a skalp oczyściła dzięki szamponowi Logona.

,,Na umyte, jedynie odsaczone z nadmiaru wody wlosy, nalozylam przygotowana wczesniej mieszanke maski tajskiej Planeta Organica z dodatkiem odrobiny wywaru lnianego, kilkoma kroplami gliceryny, oraz niewielka porcja maski Ghassoul rosliny morskie. Nalozylam czepek na lepetyne, owinelam dodatkowo turbanem i 40 minut rozkoszowalam sie niedzielnym SPA ;)
Po tym czasie zmylam calosc i doslownie na 3 min. pokrylam wlosy odzywka do lokow John Frieda. Odzywke splukalam.

Kiedy wlosy naturalnie wyschly, byly bardzo ladnie nawilzone, pieknie blyszczaly, miekkosc powalala (siemie + olej zawsze dziala na nie w taki sposob), dociazenie rowniez dalo sie odczuc, choc cos tam jeszcze mimo wszystko “fruwalo”.
Skret byl sredni, bywaly juz lepsze momenty, ale w moim odczuciu nalozenie maski tajskiej “popsulo” cala akcje. Dosc mocno wygladza moje klaczki- o czym wiedzialam wczesniej, mimo tego pokusilam sie o jeszcze wiekszy blask ;)
Na koncu “spartolilam” sprawe zupelnie i pozwolilam sobie nalozyc zel alverde (pokazywalam go w upolowanych), oraz pobawic sie w ugniatanie. O ile ugniatanie nie jest oczywiscie niczym zlym, o tyle wyzej wymienionego zelu wczesniej nie uzywalam i nie wiedzialam, jak wlosieta zareaguja.
Niestety w moim odczuciu owy produkt mimo przyzwoitego skladu, “odebral” im polowe blasku. Ponadto wlosy zbily sie w “tepe” straki, nie szlo zelu wygniesc, a skret sie nie wzmocnil.
Wieczorem, jak zawsze przeczesalam klaczki drewniana szczotka i sie lekko zdziwilam ;) Po zelu nie bylo sladu (choc moze na zdjeciu jednak sie dopatrzycie sklejca przy lepetynie), a wlosy prezentowaly sie w miare przyzwoicie.''



A teraz czas na mnie:

Na noc nałożyłam odżywkę Deba z kilkoma kroplami oleju ze słodkich migdałów.
Rano znów oczyściłam włosy szamponem Bioelixire, a w skalp wmasowałam pianę z mydełka Sesa. Na długości znalazł się proteinowy Biovax pomieszany z odżywką Balea Oil Repair oraz 4 kroplami olejku arganowego. Całość pozostawiłam na głowie pod czepkiem przez godzinę.

Skalp wymyłam ponownie szamponem Planeta Organica dodającym objętości, a następnie od ucha w dół wmasowałam odżywkę Artiste i pozostawiłam na 5 min.

Włosy jak zwykle schły naturalnie.

Zauważyłyście, że kiedy moje włosy są pofalowane, to końcówki zbijają się i wyglądają na rzadkie? W rzeczywistości, kiedy są przeczesane wyglądają dość normalnie i nie sprawiają wrażenia przerzedzonych.

Włosy były bardziej podatne na skręt niż zwykle. Ładnie się falowały, ale niestety nie były tak miękkie w dotyku jak zwykle. Nie zauważyłam również większego wygładzenia. Można rzec, iż szału tym razem nie było.

A może i Wy chciałybyście przyłączyć się ze mną do złożonej pielęgnacji? Z wielką chęcią umieszczałabym u siebie na blogu Wasze pomysły i zdjęcia dopieszczonych włosów :)

Na Wasze propozycje będę czekała na swojej poczcie: michasiamini444@gmail.com
Na koniec chciałabym się Wam pochwalić. Oto nowości, które wybrałam sobie dzięki współpracy ze sklepem Biosferapolska.

W końcu wypróbuję działania glinek na swojej twarzy!


Coś Was zainteresowało? Jesteście szczególnie ciekawe recenzji któregoś produktu ;)?

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Długie inspiracje

Ostatnio przeglądając deviantarta trafiłam na wiele zdjęć z długaśnymi włosami, którymi chciałabym się z Wami podzielić :):










Kilka typowo we wiosennym klimacie :D.

Wiadomo, że nie dla każdego podobają się długie włosy, ale ja na ich punkcie mam chyba obsesję!

Zapuszczacie?